Tytuł: Niespodziewane żywoty Autor: Jan Darowski Opracowanie graficzne: Jan Darowski z wykorzystaniem fresku Catal Huyuk Rok i miejsce wydania: Londyn 1990 rok Wydawca: Oficyna poetów i malarzy (The Poets' and Painters' Press) Informacje dodatkowe: Tom poezji opatrzony jest dedykacją: Basi ISBN: 0 948668 39 3

Humanistą jestem Humanistą jestem więc nie wierzę w cuda słowo zawsze będzie tylko słowem ciałem tylko ciało
Wszystko uczłowieczam we własną świat ubieram skórę tak że czego byś nie dotknął pędzlem dłutem piórem mnie będzie łechtało
A czego nie rozumiem lub dotknąć nie mogę jak Lineusz mikroby umieszczana w klasie chaos
Humanistą jestem więc nie wierzę w cuda wszystko wszystko na tym świecie człowiek umie stworzyć
Bo jeśli umiał stworzyć tyle piekieł jakieś niebo w końcu mu się uda
Uroki wagarów Ciągle mnie odsyłają do jakichś tam szkół i przytułków swoich żeby zaraz porozstawiać po kątach za brak tożsamości
Już na oślej ławce w szkole im. św. Mirona za to siedziałem
Aż zaróżowił się któremuś w głowie Różewicz
lecz gdy pokazałem im język
poprawili: lingwista
Najchętniej to wypiąłbym się na nich ale się boję
zaraz przylepią temu jakąś etykietkę powiedzmy: poezja konkretna
albo nawet awangardą zerżną ariergardę
Kulturkampf Od chłopięctwa niemal mieszka za granicą w ojczyźnie Szekspira i pisze po polsku - co się za tym kryje?
To może:
Trzydzieści lat temu ktoś go w twarz uderzył za kilka słów polskich a on mu nie oddał
I wcale nie dlatego że przed tamtym stchórzył
a tylko bo tamten co miał twarz jak gówno
Goethem ją zasłonił!
Negatyw Nie nie nie nie wrócę nigdy tam nie wrócę
Matka mi zabrania wciąż cerując pod kaflowym piecem rano rozdzierane cisze
Zabraniają brzozy których w Brzeziu już nie ma i ryby w Odrze wytrute
a świecące cekinami łusk w moim nie nie nie
Umarłych wyprowadzę z cieni wywołam raj stracony z tego negatywu
po pewnym czasie przy pewnym świetle za pewną cenę
Może kiedyś w ten sposób jak nigdy tam wrócę
Twój uśmiech Ponieważ uśmiechnęłaś się do mnie jak nigdy życie
ponieważ uśmiechnęłaś się jakby za życie
za wszystkich ludzi do mnie uśmiechniętych narzędziowo tylko
jak piły w lesie
zapisałem sobie twój uśmiechniętych obiecałem że kiedyś na czysto przepiszę opiszę całą opiszę najpierw twoje dobre oczy
Okazuje się że nie umiem spokoju ich znaleźć nie umiem
próbuję pisać wprost twoimi oczami
za słownik piórem sięgnąć we własne ich spojrzenie
i rozlewam głupio -
Tak mnie twój uśmiech zupełnie rozkleił że już nie wiem gdzie w wierszu miłosnym porzuca się pióro i pisze
promykiem nadziei
Ja liryczne Gdy napisze słowo słońce pióro mu wysycha
gdy napisze słowo mróz zamarza atrament
Już nie grzeją go ni ziębią nasze cztery pory roku
Własną ma temperaturę w której co dzień mu dojrzewa data w kalendarzu
Zaś o ludziach których O jak zna! Cóż mógłby napisać?
Nic naprawdę mając ludzi za nic
Pisze tylko by wypisać czyste ja liryczne tu mu zawsze się przelewa
z jednej foremki do drugiej
Pełne zrozumienie Przypadkiem słysząc że pisuję wiersze chętnie by się prysnęli bo nuż się zacznie jakiś striptease uczuć jakieś coś niemęskie
Az im ktoś powie że umiem zabijać uczyłem innych i broń produkuję
Ach jaka ulga leje się z ich oczu jakie zrozumienie!
Że jakiej bzdury być potem nie palnął wyborowego strzelca w niej wyczuć potrafią i w pudle futerko
Wszystko im jasne już się mnie nie boją
a sądząc z uczuć podziwu którymi mój fach ich najwyraźniej napawa Boga się też nie boją
Lektura Po powiekach poznaję że śnią ci się ptaki
Z rozchylonych pod włosami ust wiem że połów pereł
Jak daleko jesteśmy od siebie i jak blisko!
Po drabinach naszych oddechów zeszli aniołowie
i płatkami posypał się kwiat co ma w gwiazdach głowę
Śpij jeszcze nie odwracaj dłoni pełnej run wróżebnych
Czytam z niej jednym okiem zachodzącym za wzgórza
Gracje W ciernistym cieniu bezlistnej akacji wśród suchych strączków i odcisków racic przy studni z odwróconym dnem umarłe leżą Gracje
Młodość pierwsza wyzionęła ducha bo takie jej prawo
Po niej zgasła Jasność bo przeminęli ludzie Oświecenia i nikt jej nie podniósł
Radość żyła najdłużej potrafiąc cieszyć się z najmniejszych rzeczy nawet z kopulacji much i wycisnąć z dna wyschłego jeszcze parę kropel
szczęścia obłąkanych
Kolana Drukować nie ma gdzie chyba do Polski wrócić i paść na kolana potem powrócić i trwać na kolanach bo widzą nawet z takiej odległości
Dobre to dla tych co z natury muszą modlić się do kogoś nawet bałwana
I takich co nad szaradami z ogólników ślęczą
Idiotyzm dla tych których sam horyzont zmusza do podróży
Im kolana potrzebne są do pisania
siedząc nie klęcząc
Katalog Dla Artura Pohla Eos różanopalca nie słyszeli nigdy trudno więc mówić że się to doprasza aż heksametru a jednak jednak: epos prawdziwy
Między Scyllą chłodu a Charybdą głodu jak wiernie wracają!
Z podziemnych piekieł walących się ścian od rzek z żelaza i ognia rwących miażdżących młotów zgrzytania zębatek w wiecznym wyciu syren ścięgnami przywiązani do swych kręgosłupów usz zatyczką dzieci w rękach dzieci wosk oddalnie sterowani przez żony
Ręce im przyrosną do czoła zanim kto wypatrzy przystań ich wdzięczności
A potem spokój krótkie królowanie na wyspach szarej szczęśliwości.
Bez żadnych widoków większych od kiedyś ostrożnie wklejanych w albumy zagranicznych znaczków cały szum życia nagle sprowadzony do okazyjnej półszklaneczki piwa i piany potem ręką z ust ścieranej a tamte walki z życiem o prym do wojen z chwastem na podmiejskiej działce parodii Elizejskich pól do przywoływań jakichś zdrad tajemnych kiedyś okropnych dzisiaj dziwnie pięknych do ławki w cieniu z prospektem na drzemkę i dreszcze ocknień których puentą żal żyć innych dawno zagubionych przy odkładaniu w byty zapasowe pełnych fermentu śpiewań rejsów słońc co gorzką wodę przemienia ją w wino i rzeczy prostych które dłoń mistrzowska kończąc kłaść umie między nieskończone dróg które same niosą do przeznaczeń i pomagają dźwigać co najcięższe i ludzi bez luk w jasnych życiorysach bez fałd sztuczności klękań koturnowych ach! Jakich żyć jakich nadziei
jaki katalog okrętów które nie popłyną!
Lew Hance Świderskiej Zwierzęta wiedzą że lew jest w pobliżu lecz dalej się pasą
Lew się nie kryje – zwierzęta oswaja wybiera wzgórze widocznie nad trawą i tam stoi: dobry pasterz trzód wróg higieny pogromca lamparta
Zwierzęta wiedzą że lew jest w pobliżu lecz dalej się pasą
Lecz się też pasie – słoneczka powącha i poskubie trawki jarosz przekonany drżą trawki śmieje się hiena lew odmruczy gniewnie nie lubi tych prostackich naśmiewań się z zwierząt ma inne poczucie humoru
Zwierzęta wiedzą że lew jest w pobliżu lecz dalej się pasą
Tylko - nagle nie wiedzą czy to dobrze że lew też trawą się żywi
i skąd i odkąd i jak to jest że i po co to on tak w środku stada chciwie się pasie do gardła im skacze po trawę z brzucha ją wyżera!
Odzież Paczki z żywnością wywołały radość z lekarstwami ulgę o listów więcej proszą listów jaknajwięcej lecz co im z papieru? Paczki z odzieżą ważniejsze te im się wysyła
A tu coś nie leży coś nie grzeje coś uwiera coś się im skurczyło coś się pruje coś rozdziera coś się... czytam z śladów łez
Cenzor skreślił najważniejsze zdania w innych zrobił dziury
Czytam – wiem i czytam – nie wiem nie wiem
Nie wiem gdzie ja znajdę odzież na odartych ze skóry
Niespodziewane żywoty „Gdzie kosujka płonęła płomieniem płonących płoń O! Gdzie?” Gdzie?
Za złotymi zębami beztroskiej zabawy za brylantami za perspektywami z perłowych powrozów za zgubionym zaklęciem do skarbca błyskotliwych bzdur za ciemności z palca wystrzałem za cenzurą pałki za bata błyskawicą za barakiem z bańkami Cyklonu B za zagasłym niedopałkiem ostatniej ze złud za gwiazdą w gnój strąconą
żelaznym skrzydłem seryjnie zgarnięta w gorejący sposób kosujka płonęła płomieniem płonących płoń Jak feniks czy fantasmagoria?
Pióro Różdżką czarodziejską myślałem w młodości że możesz mi być
I byłoś – raz dwa razy?
I raz piorunochronem w takiej życia burzy że tylko ziemią oddychać już chciałem
A teraz laską jesteś którą się podpieram białą ślepca laską
co mi skanduje o brzeg trotuaru suchą swoją pieśń o dobrej drodze przez zaćmione miasto żeby wrzucić list który od dzieciństwa piszę
sam nie wiem do kogo
Musimy się spotkać Tak – musimy się spotkać piszę jeszcze?żyję? Świetnie świetnie musimy się spotkać koniecznie musimy
Ale czy można dyskretnie z jego miasta strony?
On wyznaczy porę on zna jeden taki lokal on zna jedne takie drzwi którymi się wchodzi w coś innego przemieniony
Musimy się spotkać tak - porozmawiamy o poezji o kolegach jak za dawnych czasów ale o tym „co tylko rozdrażnia” to wolałbym nie... on ma dużo do stracenia (willę auto zagranicę) jak coś powie szczerze a ja stracę co? Nic – na pewno nic z tych ośmiu dziennie w obcym kraju aż do śmierci godzin zmywania talerzy
Taak!musimy się spotkać
Niemal uległ tej pokusie ale nie przybędzie
bo zna zakres moich możliwości z dawnych czasów wie iż nie umiem tego sprawić żeby się mógł spotkać ze mną
lecz z sobą nie musieć
Wielkie rzeczy Wielkie rzeczy dzieją się na świecie a ja tu wojuję z wiewiórką i zgłębiam jej repertuar chwytów których milion ma
Na wojnę się zbiera o naftę krwią ocieka Ściana Płaczu a z Mariackiej trębacz wzywa do obrony przed najazdem Żydów
Wielkie rzeczy dzieją się na świecie a mnie śni się ząb wiewiórki co przed świtem drut przegryza i głodują znów sikorki
Ząb wiewiórki niszczycielski co rozgryza koszyczki druciane zakopuje zapomina w ziemi orzech i sikorkę
Wielkie rzeczy dzieją się na świecie będzie Boże Narodzenie (Boże! Jakże dawaliśmy radę przez tyle wieków bez Ciebie?,
Śnieg w powietrzu mróz za czołem krystalizujący strategie będą strzelać – już plutony są w koszyczkach z kolczastego drutu
Wszystkie pochowa wiewiórka co przegryza mi ciągłość spokoju i odwiedza mnie pod kołdrą obracając łapkami orzeszek
ogromny jak świat
|
Stworzone dzięki Joomla!.
Designed by: Joomla 1.5 Template, what is dns alias. Valid XHTML and CSS.